FITTER 3005 |
DOWÓDCA |
|
|
Dołączył: 01 Lip 2006 |
Posty: 361 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 12 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Piła |
|
|
|
|
|
|
[link widoczny dla zalogowanych] wnioski nasuwaja sie same...
Cytat: | Czas wojskowy dawno stanął tutaj w miejscu. Czy ożywi go cywilny inkubator przedsiębiorczości?
[link widoczny dla zalogowanych]
PIŁA MĄDRZEJSZA PO SZKODZIE
Apolinary Wojtyś
Jeden z pracownik serwisu Opla twierdzi, że odkąd odeszli, obroty w firmie spadły mniej więcej o jedną piątą. Podobnie jest w miejskich placówkach usługowo-handlowych, przy czym reguła jest następująca: im droższy oferowany towar czy usługa, tym straty szacuje się na więcej.
Nic dziwnego, bo lotnicy mieli pieniądze. Może nie jakieś oszałamiające, ale też – jak mówi się w Pile dzisiaj, trochę wprawdzie zapewne z perspektywy postępującej pauperyzacji wszystkiego dookoła – zanadto nie oszczędzali. Zwłaszcza w potrzebną do życia na co dzień technikę, od pralek i lodówek po sprzęt elektroniczny i samochody, inwestowali bez wielokrotnego liczenia każdego grosza, dając zarobić lokalnym handlowcom i przedsiębiorcom, świadczącym usługi naprawczo-eksploatacyjne. Byli pewni, że komu jak komu, ale im, po prostu unikatowym specom od obrony powietrznych granic, w każdej Polsce i bez wzgledu na opcję polityczną, zajęcia zabraknąć nie może. Również miejsce służby wydawało się dosyć stabilne, jako że pilskie lotnisko jest jednym z najstarszych w Europie.
Reminiscencje ze wskazaniami
– Taki dość luźny styl życia kłuł niektórych w oczy. Zwłaszcza kiedy było się słabo opłacanym, podrzędnym leśnikiem w podrzędnym lesie – przypuszcza człowiek z serwisu, niedwuznacznie sugerując, kto zaczął batalię z lotnikami. – Tyle tylko, że potem K. został posłem AWS, N. zaś senatorem z tegoż ugrupowania, obaj z niezłymi wszak dietami, a reszta Piły przez te ich ambicje została kopnięta... poniżej pleców – jeden z pracowników urzędu miejskiego do teraz nie może zrozumieć, jak to się stało, że na chwilę pilanie dali się tak "omotać".
– Zdecydowało pewnie to zdjęcie z Wałęsą, obiecującym drugą Japonię, z którym obaj panowie latali jak kot z pęcherzem. A wtedy, jak się mówiło, nawet koń, dysponujący takim zdjęciem, też by dostał się do elity – trochę złośliwie uśmiecha się ppłk rez. pil. Bogdan Likus, dziś szef wyszkolenia w miejscowym aeroklubie, a niegdyś świetny pilot wojskowy. – Pewnie pan tego nie napisze – prowokuje – ale owej specyficznej, wyborczej atmosferze tłumu uległ nawet były dowódca WLOP, generał Dziok. Na specjalnym spotkaniu z kadrą, kiedy dowiedział się o wynikach głosowania w naszym garnizonie, niekorzystnych dla Wałęsy, powiedział nam wprost: – Nie chcieliście Lecha, nie będzie i was.
Mjr Janusz Didkowski, do niedawna szef sztabu w pilskiej Komendzie Lotniska nr 2, a dziś robiący tutaj ostatnie porządki przed przekazaniem obiektu Agencji Mienia Wojskowego, ocenia sprawę trochę mniej emocjonalnie: – Po co wojsku była taka ustawiczna szarpanina z cywilami? Przecież protestowali nie tylko ludzie z "Solidarności", lecz również np. działkowcy, całkiem bezpodstawnie rozpowszechniający tezę o jakichś zrzutach paliwa, zagrażających jakoby ich wypieszczonym roślinkom. Skoro więc wojsko miało tak czy inaczej likwidować lotniska, to w pierwszej kolejności likwidowało kłopotliwe dla siebie z takich czy innych względów. Powiedział nam to zresztą bez ogródek były szef Sztabu Generalnego WP, gen. Henryk Szumski.
K. i N. zatem "wjechali do parlamentu" (to dosłowny cytat z pilskiej ulicy) nie tylko dzięki zdjęciu z Lechem Wałęsą. Naczelnym hasłem ich programów wyborczych było uczynienie z Piły ekologicznej enklawy, czemu – ponoć – najbardziej przeszkadzał hałas startujących i lądujących Su-22, trzeba przyznać, rzeczywiście samolotów nie najcichszych. Przeszkadzał on również, podobno, dynamicznemu rozwojowi miasta, bo – co także jest prawdą – każde lotnisko ogranicza jednak a to możliwość wysokiej zabudowy, a to w ogóle kierunki budowlanej ekspansji.
Tyle tylko, że właśnie lotnisko było tutaj pierwsze, bo wybudowane jeszcze "za Niemca", w 1913 r., po II wojnie światowej funkcjonowało przez cały czas mniej więcej w obecnym kształcie i wielkości. To miasto przyszło do niego niejako na własne życzenie, budując np. szpital (były wojewódzki) niemal na osi pasa startowego. Nieco później wydano również zezwolenie na budowę mieszkaniowego osiedla domków jednorodzinnych, a także na lokalizację wspomnianych ogródków działkowych.
Ale tak naprawdę, lotnisko stało się "społecznie uciążliwe" właśnie dopiero w czasach polskiej zmiany ustrojowej. W ten "program upolitycznionego hałasu" wpisały się również ówczesne władze miejskie (też prawicowej proweniencji), próbując z kolei wydusić z lotników, co tylko się dało pod względem "gospodarczym". – Zaczęto m.in. literalnie, bez możliwości zwłoki czy negocjacji, egzekwować wszelkie możliwe płatności, a ponieważ od 2004 roku takich okazji wszystkim terenowym administratorom jeszcze przybędzie, powzięliśmy smutną decyzję o stopniowym zamknięciu tego obiektu, choć jego lokalizacja była atrakcyjna z wielu względów, a wyposażenie naprawdę niezłe – mówi szef infrastruktury WLOP, płk Ryszard Skomski.
Z ręką w nocniku
– W najlepszych dla nas czasach, kiedy jeszcze stacjonował tutaj pułk lotnictwa myśliwsko-bombowego, tylko z lotniska utrzymywało się około 10 tysięcy pilan, czyli jedna siódma wszystkich obywateli miasta. Wojsko przecież jadło, zużywało wodę, prąd, płaciło podatek za 500 ha terenu, kupowało w sklepach, dzieci z naszych rodzin chodziły do szkół i przedszkoli – wylicza mjr Didkowski. Obecnie przyszło mu zaś dowodzić "niedobitkami": zaledwie sześćdziesiątką ludzi, wliczając również żołnierzy służby zasadniczej. Wojskowych samolotów, rzecz jasna, też już dawno tutaj nie ma, a oprócz wszędobylskiego wiatru, coraz więcej jest rdzy, wgryzającej się w metalowe elementy wyposażenia. Przerwy dylatacyjne pomiędzy betonowymi płytami zaczyna powoli porastać trawa. Do dewastacji poszczególnych budynków przyczyniają się również ludzie, którzy pod osłoną nocy próbują z (jeszcze) państwowego majątku uszczknąć to i owo całkiem prywatnie. Obrazu opuszczenia dopełnia godło narodowe PRL-owskiego wzoru, eksponowane przy samej bramie głównej, której strzeże nie wojsko, lecz – to już całkiem po nowemu – firma ochroniarska.
W siedzibie Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" dziś trudno znaleźć "ojca" czy "matkę" tamtej pierwszej nagonki niby na samoloty, a de facto na (lewicujące) wojsko w stalowych mundurach. – To były indywidualne inicjatywy indywidualnych osób, które startowały do wyborów nie z rekomendacji naszego związku zawodowego, tylko z komitetów obywatelskich. My nigdy się tym nie zajmowaliśmy – zdecydowanie odcina się od sprawy wiceprzewodniczący Włodzimierz Albin. Choć jedna z wyżej wspomnianych osób, były senator N., jest teraz w polskiej służbie dyplomatycznej, wiceszef regionalnej "S" obu tak antywojskowo nastawionych pilan nazywa wprost "żałosnymi postaciami". – Przecież Piła od wieków była garnizonem i właśnie z wojska żyła – konkluduje.
Na dodatek – jak miejscowa, coraz bardziej trwożna wieść niesie – za chwilę zostanie zlikwidowane tutejsze Centrum Szkolenia Czołgowo-Samochodowego, czyli pozostałość po dawnej szkole oficerskiej, a placówka żandarmerii już przeniosła się do wojewódzkiego Poznania.
– Niedługo pewnie z instytucji mundurowych, które przynoszą miastu jako taki dochód, zostanie jedynie podoficerska szkoła policyjna – przewiduje mjr Didkowski. Owszem, wie o tym, że obecne władze miejskie mają diametralnie inne nastawienie do wojska niż te z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, lecz – jego zdaniem – odwrotu od ponurego dla Piły scenariusza najbliższych wydarzeń chyba już nie będzie. Ponurego, ponieważ jakoś nijak nie można się dopatrzyć oznak tak hucznie zapowiadanego, lokalnego rozwoju, gdy hałas "Suk" ustanie.
Kiedy cywilna Piła odkryła, że wraz z likwidacją lotniska raczej nie poprawiła swoich perspektyw na społeczno-życiowy awans, lecz przyczyniła się do wylania tego dziecka razem z kąpielą? Zdaniem Małgorzaty Ślusarczyk, pełnomocnika prezydenta miasta ds. kontaktów z mediami i współpracy z zagranicą, dosyć szybko, właściwie tuż po kadencji pierwszej prawicowej ekipy władzy, a miejscowe środowiska SLD wiedziały to właściwie od początku. – Tak wielkiej straty, odczuwalnej na każdym kroku, rozsądni ludzie nie mogli nie dostrzegać – podkreśla. – Lecz, niestety, nie mieli wówczas większości we władzach – dodaje usprawiedliwiająco.
– Co tu dużo ukrywać: niektórzy panowie spod znaku "S", z rzekomego dobra ptaszków i roślinek, zrobili sobie po prostu trampolinę polityczną – wtóruje jeden z działaczy miejscowego ogniwa Ligi Ochrony Przyrody, które, owszem, również protestowało w imię czystości lokalnego środowiska, ale przeciwko budowie w okolicy Piły elektrowni atomowej.
Skazani na kompromis
– Powrotu wojska do naszego miasta już rzeczywiście, niestety, chyba nie da się załatwić. Próbowaliśmy interwencji m.in. w sprawie centrum, ale nasze szanse są raczej żadne. Zatem pod koniec bieżącego roku znów odejdzie od nas około 750 ludzi zarabiających i wydających swoje pieniądze w Pile i okolicach – żałuje poseł Andrzej Gawłowski, z tego samego ugrupowania co minister Jerzy Szmajdziński.
– Nic nie wskóraliśmy nawet po znajomości – dodaje z niewesołym uśmiechem, dedykując go zresztą, jakżeby inaczej, byłemu posłowi K. Wielkodusznie jednak wyraża przypuszczenie, że ani były poseł, ani cała grupa jego lokalnych zwolenników, atakując hałas wojskowych samolotów, nie do końca wiedzieli, co czynią. Teraz bowiem jedyną w zasadzie nadzieją na dalsze "wspólne interesy" Piły z armią jest tylko fakt, że dowództwo WLOP chciałoby jednak zachować "funkcję lotniskową" obiektu, który przekazuje AMW.
– Musimy się jakoś dogadać, bo inaczej definitywnie zamkniemy sobie to ostatnie okno na świat – istotę interesu Piły w tym układzie sił podkreśla z kolei ppłk rez. pil. Jerzy Wachowicz, dyrektor Aeroklubu Ziemi Pilskiej, wokół którego zaczyna się tworzyć lokalne, prolotniskowe lobby. Zdaniem dyrektora, jeśli w ogóle brać się za ten problem, to czas już najwyższy, ponieważ żaden nieużywany obiekt tego typu nie może zbyt długo opierać się ekspansji sił natury i niszczycielskim skłonnościom niektórych ludzi. Pierwsze konkretne działania aeroklubowicze podjęli więc już rok temu, opracowując zarys programu zagospodarowania terenu. W tych pracach uczestniczyli również przedstawiciele władzy zarówno miejskiej, powiatowej, jak i wojewódzkiej. – Bo tymczasem wylazło jak szydło z worka, że pomiędzy Poznaniem, Bydgoszczą, Gdańskiem i Koszalinem nagle, już za chwilę, może nie mieć gdzie wylądować np. żaden biznesmen, coraz chętniej posługujący się przecież swoim samolotem-taksówką. Nie wspominając już o rychłej konieczności zaprzestania szkolenia naszych młodych ludzi, którzy nie chcą być beznadziejnymi blokersami, lecz podchodzą do życia ambitnie, pragnąc realizować odwieczne ludzkie marzenia o przypinaniu sobie skrzydeł – barwnie, z pedagogicznym, trochę staromodnym zacięciem, uzupełnia Bogdan Likus. Czy to oznacza, że konkretny plan wspólnego działania wojska i pilan, szczegół po szczególe, jest już gotowy? Kolejny raz okazuje się, że dużo jednak łatwiej coś popsuć – albo i zlikwidować – niż pozlepiać i pchnąć w sensowne tory funkcjonowania w nowych uwarunkowaniach i okolicznościach. Stan sprawy na dziś można bowiem co najwyżej określić jako "wstępne próby wydyskutowania optymalnego rozwiązania". Tak to przynajmniej nazywa je poseł Gawłowski, podkreślając jednak rzecz fundamentalną dla ewentualnego powodzenia przedsięwzięcia: jak najlepszą wolę porozumienia się obu stron. Zupełnie więc inną niż to było we wczesnych latach 90. ubiegłego wieku.
Zdaniem mjr. Henryka Zdrojkowskiego, dyrektora Lotniskowego Oddziału WAM, najważniejszą kwestią będzie znalezienie strategicznego kontrahenta w – jak się dziś wydaje – przyszłej spółce prawa handlowego, do której AMW mogłaby np. wnieść aport w naturze. Agencja zaczęła już zresztą poszukiwanie takiego podmiotu. Ponieważ musi on mieć niemałe zasoby finansowe, więc bynajmniej nie tylko w kraju. – Do bezpośredniego sprzedania chcemy przeznaczyć tylko drobne elementy lotniska, jak część urządzeń MPS czy obrzeża terenu całego obiektu – dementuje pilskie pogłoski, jakoby jednak przygotowywano parcelację na większą skalę.
W tej sytuacji, jak się wydaje, jedynym nieco konfliktogennym elementem zaczynających się właśnie rozmów AMW i władz regionalnych, może pozostać (bo sprawa już jest w sądzie) kolejny pilski obiekt wojskowy – tzw. Tarcza, czyli Centrum Strzelectwa Sportowego. Miasto i powiat chciałyby go bowiem otrzymać na bardziej preferencyjnych zasadach, ponieważ niegdyś powstawał głównie ze środków lokalnej społeczności. Podobno są na to "mocne papiery".
"Na czas W"
Tylko na byłym lotnisku wojskowym do zagospodarowania są co najmniej trzy cenne kompleksy inżynieryjno-urbanistyczne: same urządzenia lotniskowe, włącznie z domkiem pilota i pasem startowym, grupa koszarowców, świetnie nadająca się np. na kampus nowej w Pile, Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, a także zaplecze sztabowo-logistyczne (inkubator przedsiębiorczości?). Główny architekt w mieście, Henryk Gawroński, twierdzi, że bez problemów zmieści się tam cała masa różnych obiektów: od przedszkola do fabryki. Miejska Pracownia Urbanistyczna opracowała zresztą w przeddzień rozmów z Centralą AMW specjalne tezy do regionalnej polityki przestrzennej.
I tu pojawiła się niespodzianka, jakby echo tamtych – wydawać by się mogło – dawno przebrzmiałych, a tak upolitycznionych konfliktów na tle hałasu wojskowych samolotów. – To nieprawda, że nigdzie w mieście nie było mieszkań, w których poziom decybeli przekraczał nawet 120, podczas gdy wiadomo, iż bezpieczna granica dla naszych uszu wynosi 40 – z perspektywy obiektywnych przyrządów mówi Tomira Łęska-Oleszak, szefowa pracowni. Pani inżynier zdecydowane "tak" dałaby więc dla ewentualnego pilskiego lotnictwa cywilnego, ale powrót samolotów tak głośnych jak Su, raczej – jej zdaniem – rzeczywiście nie byłby wskazany. "Na mieście" zaczyna się mówić, iż z takiej opinii już szykuje się skorzystać... były poseł K. Do spółki z innym, tradycyjnie antywojskowo nastawionym "prawicowcem", przedstawicielem jednej z narodowych mniejszości, panem F.
Ciekawe, ilu jeszcze pilan nie wie dokładnie, co znaczy wojskowy termin "zachowanie funkcji lotniskowej", i że najważniejsze jest tu, już chyba powszechniej zrozumiałe, określenie "na czas W". – Na wszystko mamy przynajmniej kilka miesięcy, minimum do końca bieżącego roku, bo tyle z pewnością potrwa załatwianie samych papierów – us-pokajają poseł Gawłowski i mjr Zdrojkowski. |
M. FILIP |
|